sobota, 30 kwietnia 2016

2.Turowiczowie

            Jakoś kompletnie się nie składało do czytania książek Uli, której nadal nie mogłem sobie przypomnieć. Gorączkowo obawiałem się dzisiejszego wieczoru, zachowania Agnieszki. Rodzice widzieli ją ostatnio jak udawała zakochaną i ja wtedy byłem w niej zakochany. Byłem. Nie jestem.
-Stoisz tam jeszcze?-pyta Agnieszka, która była w łazience. Stałem za drzwiami czekając, aż w końcu będzie gotowa do wyjścia.
-Tak.-odpowiadam.
-Przynieś mi z mojej szafki nocnej ten krem, taki wiesz z niebieską zakrętką. Co go ostatnio kupiłam.-jej głos przedziera się przez zamknięte drzwi od łazienki. Tak, oczywiście, wiem jaki sobie ostatnio kupiła.-pomyślełem sarkastycznie. Kierowałem się do naszej sypialni. Dawałem jej pieniądze, sam nie wiem za co i miałem się jeszcze interesować co za nie sobie kupuje? Chociaż nie, ostatni wydatek mnie zainteresował, ta cholerna sukienka. Naprawdę musiała kosztować aż 1.000 zł? A ile się jeszcze nasłuchałem, że to gówniana podróbka. O świecących od brokatu butach, nawet nie chciałem myśleć. Wchodząc do sypialni chwyciłem krem i udałem się do łazienki. Zapukałem lekko w drzwi, które się odchyliły. Agnieszka stała w samym ręczniku, kiedyś ten widok cholernie mnie podniecał. Teraz się zirytowałem:
-Mamy jeszcze 20min do wyjścia, a ty jesteś w proszku.
-Znowu narzekasz? Spóźnimy się może trochę, wielkie rzeczy.-zamknęła drzwi.
-Nie, miałem zamiaru się spóźnić.
-Naprawdę?-spytała, kompletnie mnie olewając.
            W końcu byliśmy już w drodze, za parę minut zacznie się przyjęcie. Cholera, a my tam będziemy za jakieś 15minut. Nienawidziłem się spóźniać.
            Dojechaliśmy na miejsce, oczywiście spóźnieni. Weszliśmy do dużego mieszkania rodziców. Było naprawdę dużo ludzi, trochę rodziny, trochę znajomych i ludzi z wyższych sfer, czyli kompletnych snobów. Odnalazłem w tłumie mamę.
-Kochanie, nareszcie jesteś.-przywitała mnie całusem w policzek.-O Agnieszko witaj.-dopiero teraz przypomniałem sobie o obecności Agnieszki, która prawdopodobnie podążała cały czas za mną.-Mieliście kochani jakiś problem z dojazdem?-pyta mama.
-Nie, mamo. Wszystko w porządku. Przepraszamy za spóźnienie.-powiedziałem.
-Jak tam firma chłopcze?-spytał mój ojciec, podchodząc do nas. Przywołał kelnera i wziął z jego tacy kieliszki szampana. Podał mnie i Agnieszce.
-W porządku tato.-pomijając fakt, że pracuje z osłami.-Zatrudniłem nową sekretarkę.
-Co?-pyta mnie Agnieszka, lekko dławiąc się szampanem. Znów zapomniałem, że stoi u mojego boku. Spojrzałem kątem oka na rodziców, którzy bezpiecznie się oddalali.-Co?-powtórzyła.-Czego mi nie powiedziałeś?
-A to takie ważne? Przecież to moja firma.
-Znów to robisz..
-Co takiego?-upiłem szampana.
-Wyraźnie dajesz mi do myślenia, że nic nie jest moje.
-Przepraszam bardzo, a co ty masz wspólnego z moją firmą?
-Oczywiście nic!-lekko uniosła głos i się oddaliła. Mogę oddychać. Poczułem czyjąś dłoń na ramieniu, odwróciłem się.
-Tymek?-pyta mnie ciepły kobiecy głos.-Tymek Turowicz?
-Ulka?-nagle przypomiałem sobie! Przecież to była ta Ulka, chodziliśmy razem w liceum. To była moja pierwsza dziewczyna. Była pierwsza we wszystkim, dosłownie we wszystkim.-Wybacz, nie poznałem cię. Jak mama powiedziała mi o tobie.. Kurde tak mi głupio.
-Nie ma sprawy! Ile to było lat temu.. Masz prawo nie pamiętać. Może i ja bym zapomniała, gdybyś mi się nie popisał na zdjęciu klasowym..
-Masz jeszcze zdjęcia z liceum?
-No tak z ósmej klasy. A ty nie?
-Nie. To znaczy są pewnie, gdzieś tu. Ale w moim domu nie.
-Oo.. Masz własny dom? Nie mieszkasz tu już?
-Nie, po ślubie się wyprowadziłem.-szybo pożałowałem tych słów.
-Po ślubie?
-Tak. A ty? Co z tobą? Ktoś już ukradł twoje serce?
-Już dawno temu. Ale nie, nie jestem mężatką.-przez chwilę pomyślałem, że to pierwsze zdanie było o mnie. Ale to obłęd. Nie musi mieć ślubu. By z kimś być.
-Zostałaś pisarką?-szybo zmieniłem temat.
-Tak, tak.. Czytałeś?
-Znów mi wstyd, bo nie.
-Daj spokój, tak tylko pytam. To babskie romansidła. A ty co porabiasz?
-Przejąłem firmę ojca. Tą pierwszą.
-O to duża sprawa.
-Tak, duża.-przyznałem.
-Jak sobie radzisz? To znaczy nie chodzi mi o firmę. Ale ogólnie o całe życie..-to z pozoru bardzo łatwe pytanie, ale nie w moim przypadku, postanowiłem się nie zagłębiać w moje problemy. Więc podpowiedziałem wymijająco:
-Jakoś leci.
-Jakoś?-wyczuła, że jest coś nie tak?
-Pani Ulo Kwar, chciałbym zadać pani kilka pytań.-zaczepił ją jakiś facet z małym notesikiem i długopisem.
-Oczywiście. Przepraszam cię na moment.-zwróciła się do mnie. Przytaknąłem, gdy się oddalała, do mojej głowy wtargnęła kilka scen. Niektóre były z czasów, gdy się dopiero poznaliśmy. Inne, bardziej już intymne, zrobiło mi się cholernie gorąco. Podeszłam do stolika z napojami i przekąskami. Gdy sięgałem po wodę mineralną, Agnieszka złapała Mnie  za rękę.
-Wszystko ok?-spytała.
-A u ciebie?-wolałem się upewnić.
-Nie wyglądasz zbyt dobrze.-nagle zaczęła zauważać jak się czuje.
-Jest ok.-zapewniam ją. Z dala widzę nadchodzącą Ulę.
-Witam, my się jeszcze nie znamy. Jestem Urszula Kwar.-podaje rękę Agnieszce. Ta ją ściska i mówi:
-Ah, to ty.. Gwóźdź programu? Ja jestem Agnieszka Turowicz.
-To twoja żona?-pyta Ula, lustrując Agnieszkę z góry do dołu. Nie z odrazą tylko jakby z podziwem.
-Tak.-powiedziała Agnieszka ściskając moją rękę.
-Za chwilę wracam.-Ula odwróciła się i wtopiła w tłum.
-Tak trudno ci przyznać, że jestem twoją żoną?
-Co?-zdziwniłem się, miałem przytaknąć lecz mnie ubiegła.
-Chcę do domu..
-Niedawno przyszliśmy.
-Chcę do domu.
-To nie ładnie. Spóźniliśmy się i teraz po paru minutach mamy już wychodzić? Tyle się stroiłaś, by być tu pięć minut?
-Widocznie jej widok bardziej cię cieszy.. Pisarka z lumpeksu.
-Chcę rozwodu.-byłem w szoku, że to wypadło z moich ust. Powiedziałem to zanim pomyślałem.
-Co? Coś ty powiedział? Jaka pisareczka zakręciła ci dupą przed oczami i chcesz się rozwodzić?
-Chcę się już od dawna z tobą rozwieść.
-Doprawdy?! Jakoś nie zauważyłam!-zaczęła się wydzierać. Wyprowadziłem ją na zewnącz.
-Doprawdy! Nie mogę już od dawna z tobą wytrzymać! Jak mogłaś tego nie zauważyć?!-teraz mi nerwy puściły. Tyle to wszystko w sobie dusiłem.-Nienawidzę każdej pieprzonej chwili którą musiałem z tobą spędzić!-ciągnąłem dalej, mając w dupie to, że gdy się rozwiedziemy zabierze mi wszystko.-Co?! Teraz nie masz nic do powiedzenia?! Myślisz, że nie wiem po co ci byłem?! Chodzący portfel! Niezła z ciebie aktorka, lecz ostatni chujowo ci to idzie!-stała w szoku. Zrobiła krok w tył i odeszła. A ja modliłem się, żeby na zawsze.
            Po przyjęciu przyjechałem do domu, nie było Agnieszki, ani na przyjęciu, ani tu w domu. Miałem to gdzieś, mogła się rozpłynąć w powietrzu, mało mnie to interesowało.
            Następnego dnia zadzwoniła do mnie jakiś obcy noumer, odebrałem, myśląc, że to Agnieszka dzwoni od jakiejś swojej koleżanki.
-Tak?-spytałem.
-To ja Ula. Słuchaj Tymek.. Nie złość się na mnie, ale słyszałam, waszą wczorajszą kłótnie. Gdybyś chciała z kimś o tym pogadać. To zadzwoń do mnie pod ten numer. Spotkamy się i pogadamy ok.?-zanim zdążyłem coś odpowiedzieć rozłączyła się. Nie chciałem robić z siebie cioty i wypłakiwać się kobiecie na ramieniu. W ogóle nie chciałem się nikomu wypłakiwać. Ale miałem cholerną ochotę ją zobaczyć i to był świetny pretekst.
            Gdy Ula do mnie przyjechała gadaliśmy długo, bardzo długo. Ja opowiedziałem jej o moim powalonym życiu. Ona też o swoim, które wcale nie było lepsze. Pomyślałem jakby to wyglądało, gdybyśmy od czasów liceum byli nadal razem. Zerwaliśmy w taki głupi sposób. Poszło o studia, ona chciała byśmy wybrali razem kierunek, sztuki. Ja wolałem prawo.
            Jakiś tydzień po w moim mieszkaniu pojawił się prawnik Agnieszki. Wyjaśniając mi, że gdy będę chciał się z nią rozwieść, zabierze mi dom, połowę majątku i półroczne zyski z firmy. Zgodziłem się. Adwokat był w szoku, pewnie Agnieszka zakładała, że nie pójdę na taki układ. Poszedłem, zrobiłbym wszystko by to zakończyć i zrobiłem.
            Jest dobrze, cholernie dobrze. Jest mi dobrze razem u Ulą, która pół roku później napisała nową książkę pod tytułem:”Modliszka”.




piątek, 15 kwietnia 2016

1.Turowiczowie

            Stałem pod drzwiami, swojego mieszkania. Patrzyłem na etykietkę na drzwiach, na moje nazwisko. Właściwie od dłuższego czasu nie tylko moje. Zastanawiam się jak to mogło się stać. Stałem tak jeszcze chwilę, nie miałem ochoty wchodzić do własnego mieszkania. Usłyszałem dźwięk swojej komórki, wyjąłem go z kieszeni kurtki.  Przeczytałem sms: „Hej! Pytałeś kiedy mam wolny czas.. W sobotę! Będę u siebie w domu po 15.00. Wszystko przygotuje. Jolka.” Już zastanawiałem się dlaczego napisała do mnie z obcego numeru i w tym samym czasie, otworzyły się drzwi. Stała w nich Agnieszka.
-A ty co tu tak stoisz?- zapytała z udawaną radością, pewnie filowała z obiadem i usłyszała dzwonek smsa.
-Już właśnie wchodziłem do środka.-odpowiedziałem normalnie, nie udawałem radości, ani nie pokazywałem znużenia.
-To rozbieraj się z kurki i zasiadaj do obiadu.-zniknęła gdzieś w kuchni. Przeszłem przez przedpokój i udałem się do salonu. Zasiadłem do stołu, mając nadzieje, że obiad poda przy stole w salonie, a nie w kuchni. Tutaj przynajmniej włączę telewizor, łatwiej będzie ją lekceważyć. Weszła do salonu i talerzem z zupą z jej twarzy zniknęła udawana radość.
-Dlaczego ty zawsze chcesz jadać tutaj, a nie w kuchni?-postawiła talerz przede mną.-Tu powinno się przyjmować tylko gości.-jak widać nie długo było trzeba czekać, by przyczepiała się do nieistotnych spraw.
-To mój dom i mogę jeść nawet w łazience, to nie ma znaczenia.-odpowiedziałem, włączają telewizor.
-Twój?-zapytała lekko wytrzeszczając oczy. ‘Tak mój!’- krzyknąłem w myślach, ale dziś byłem za bardzo zmęczony po pracy, na takie kłótnie.
-Nasz.-powiedziałem na głos.
-Fakt, może i ty płacisz rachunki i w ogóle go kupiłeś, ale po ślubie to jest nasze.-ciągnie to dalej, a ja cały czas pakuje do budzi kolejne łyżki zupy i patrzę w telewizor. Agnieszka wstaje, wyłącza telewizor i zabiera mi z przed nosa talerz, a ja dziękuje Bogu, że nie mamy dzieci. Nawet nie dojadłem tej zupy, straciłem apetyt, postawiła na stole talerz z mielonym, ziemniakami i mizerią. Wziąłem do ręki widelec, rozgrzebałem trochę ziemniaki i zacząłem jeść, czułem na sobie jej przeszywający wzrok. Poczułem się jak zwykle dziwnie.
-Co robisz taką minę?- Nie smakuje ci?-spytała, nie podniosłem na nią wzroku, lecz odruchowo spojrzałem na mizerię.-Co? Ogórki nie takie? No, przepraszam bardzo ja nie siedzę w każdym ogórku i nie wiem czy jest słodki czy gorzki!-uniosła głos, już nie udawała. Teraz była zła, jak zwykle. Udawałem, że nie zwróciłem na to uwagi. Dokończyłem obiad, dla własnego spokoju, ona w między czasie nerwowo stukała palcami w stół. Skończyłem jeść, już wstawałem by zanieść talerz do kuchni. Wyprzedziła mnie chwyciła talerz i cisnęła nim o podłogę. Spojrzałem na nią jak na wariatkę. Czasem się zastanawiam co ona chce tym osiągnąć.
-Coś znowu Ci nie pasuje?!- po chwili zapytała, krzycząc. ‘Tak ty!’-pomyślałem.- A może w twoim mieszkaniu za brudno?!-‘Akurat nie, w domu było czysto.’-znów pomyślałem.-Ja nie jestem jakimś koliberkiem by pod sufitem latać i ściągać pajęczyny!-wymachiwała wściekła rękami. Jak na zbawienie zadzwonił jej telefon. Wyszła do łazienki, rozmawiać. Ja poszedłem do kuchni zrobić sobie herbatę. Podczas gotowania wody, przypomniałem sobie, że muszę sprawdzić pocztę. Makowski miał wysłać mi sprawozdanie za poprzedni miesiąc, na brudno. Czułem się wtedy jak nauczyciel, jakby dzieciaki wysyłały mi wypracowania, a ja tracę czas na sprawdzanie. W dniu kiedy ojciec przypisał mi firmę, wiedziałem, że nie będzie lekko, ale nie wiedziałem, że personel będzie pozbawiony rozumu. Ja mam tylko 34 lata, prowadzę firmę 2 lata i wiem o wiele więcej od pracowników, który mają po czterdzieści parę lat i są z firmą od początku. Nawet nie mogę ich zwolnić, przeczytałem umowy w wzdłuż i wrzesz po sto razy, są nietykalni. Podejrzewam, że nawet gdyby byli, nie miałbym serca ich zwalniać. Gdzie niby znaleźliby pracę? Sami faceci po czterdziestce z rodzinami na karku, dzień i noc był się zastanawiał jak sobie radzą. To jest chyba mój główny problem, jestem za dobry. Dlaczego ja wcześniej nie zauważyłem, że moje niby szczęście z Agnieszką zaczęło się 2 lata temu. Byliśmy tylko znajomymi, ale naglę gdy moje konto w banku pękało w szwach, była bliżej mnie. Zalałem sobie herbatę, idąc do sypialni, usłyszałem jak Agnieszka omawia m nie pewnie z jakąś przyjaciółką. Siadłem przy biurku i sprawdziłem pocztę w laptopie. Sprawozdanie sprawdzałem długo, Makowski pisał je chyba po pijaku. Bez ładu i składu, mógłby dogadać się z Agnieszką. Nastawiłem uszu, ona była nadal w łazience. Wielka szkoda, chciałem się już wykąpać i pójść spać.
            Następnego dnia z pracy wszedłem do domu, wiedziałem, że Agnieszki dzisiaj nie będzie. Odetchnąłem głęboko, zrobiłem sobie kawę. Po mieszkaniu rozległo się pukanie do drzwi, poszedłem otworzyć. W drzwiach stał kurier.
-Pan Tymoteusz Turowicz?-spytał, trzymał w ręce niewielką paczkę.
-Tak.-odpowiedziałem, zainteresowany.
-Proszę tu podpisać.-podał mi długopis i podsunął jakiś druczek, podpisałem. Podał mi paczkę.-Do widzenia.
-Dziękuje, do widzenia.-zamknąłem drzwi.
Jak się okazało paczka była od mojej matki, rozpakowałem, były to dwie książki i mały liścik: „Tymek, przeczytaj te dwie książki bardzo uważnie. Za dwa tygodnie wydajemy z ojcem przyjęcie, na które Cię serdecznie zapraszamy. Te książki są autorstwa Urszuli Kwar, pamiętasz Ulę, z liceum? Jest od ciebie o rok młodsza. Przyjęcie jest dla Uli, będziemy świętować jej sukces. Dobrze by było, gdybyś wiedział o czym są te książki. Zadzwonię jeszcze do Ciebie, gdy będzie bliżej tego przyjęcia, omówimy szczegóły. Całuje, mama” Próbowałem sobie przypomnieć Ulkę. Rok młodsza? Znałem jedną Ulkę, ale ona była w mojej klasie, więc odpada. Spojrzałem na książki, jedna miała tytuł: ‘Zdrada na pokaz’ i ‘Myśląc o nim’. Po tytułach można sądzić, że to jakieś babskie romansidła. Nie byłem zbyt chętny czytać te książki, ale miałem zamiar przyjąć zaproszenie na przyjęcie. Byłoby niegrzecznie z mojej strony, gdybym nie wiedział o czym mowa. Ucieszyłem się, że odwiedzę rodzinę, będą wszyscy w komplecie. Zawsze tak wyglądały przyjęcia w moim domu. Dawno takiego nie robili. Moa radość przeszła mi, gdy sobie przypomniałem o Agnieszce. Będę musiał zabrać ją ze sobą.
            W sobotę, jechałem do Joli. Wcześniej zbyłem Agnieszkę spotkaniem zawodowym. Przestała nadmiernie wrzeszczeć, gdy zaproponowałem jej, wizytę u kosmetyczki. Zaparkowałem samochód, pod jej blokiem, wszedłem na górę. Zapukałem do drzwi. Otworzyła mi rozpromieniona Jola, nie udawała tak jak Agnieszka, ona była naprawdę radosna. To było piękne.
-Wchodź!- weszłam do środka. Zdjąłem buty i kurtkę.-Przepraszam Tymo, że cię fatyguje, ale wiesz jak jest. Z kim ja dzieci zostawię..
-Nie ma problemu, masz te papiery?-spytałem, Jola stara się o pracę już jakiś dłuższy czas, spotkaliśmy się kilka tygodni temu, znaliśmy się z czasów studiów. Jolka studiowała malarstwo, jak widać mało przydatny kierunek. Zaproponowałem jej pracę u mnie, jako sekretarka, co prawda nie maiła dużego doświadczenia, ale i tak nie będzie za dużo odstawała umiejętnościami od moich pracowników.
-Tak od razu? A może chcesz kawy, herbaty? Może głodny jesteś?-zasypywała mnie pytaniami, do pokoju wpadła chmara dzieciaków. Widziałem już ich razem na spacerze, ale nawet nie miałem pojęcia jak się nazywają.-O dzieci! Miało być koniec biegania po mieszkaniu! Tymo, to jest Marlenka.-pokazała małą dziewczynkę, która na oko miała 5 lat.-To jest Piotruś.-był na pewno najstarszy, kruczoczarna grzywa opadała mu na oczy, miał może, z 12 lat.-A to Beatka i Patrycja.-śliczne bliźniaczki były uczesane i ubrane dokładnie tak samo. Jola zrobiła kawy i wyjęła jakieś ciasteczka, sprawdziłem jej CV, było tu coś o czym nie wiedziałem.
-Wszystko w porządku?-spytała.
-Tak, tak, ale nie mówiłaś, że masz kurs na sekretarkę.
-A myślałeś, że prosiłabym cię o to stanowisko nie mając doświadczenia?-zapytała z uśmiechem. Wzruszyłem ramionami, gdybyś widziała moich pracowników.
-A co z nimi nie tak?
-Niby wiedzą co robić, niby znają się na rzeczy, ale nie można im zaufać. Trzeba wszystko po nich sprawdzać, nawet proste rzeczy. Podpowiadać, ah wszystko na mojej głowie.
-Wiem o czym mowa. Czwórka dzieci i ja sama, bo Mateusz za granicą. Przysyła pieniędzy tak na styk. Starcza mi na opłaty za mieszkanie, na jedzenie, ale nie ma wyobraźnie za grosz. Dzieci rosną, ubranek trzeba, a dla Beatki i dla Parysi to nawet podwójnie.-uśmiechnęła się pod nosem.-A kiedy właściwie mogę zacząć?
-Od poniedziałku? Wdrążę cię w sprawy firmy.
-Już w poniedziałek? To świetnie!
-Masz z kim dzieci zostawić?
-Mama przyjdzie, dzisiaj nie mogła, dlatego poprosiłam o spotkanie u mnie..
            W poniedziałek po pracy zasiadłem do książki Uli Kwar, której nadal sobie kompletnie nie mogłem przypomnieć. Usiadłem wygodnie, otworzyłem książkę na pierwszej stronie: ‘Urszula Kwar „Myśląc o nim”’ Przewróciłem kartkę dalej, na której były podziękowania i dedykacja: ‘Dziękuje tym, którzy przy mnie trwali, a książkę dedykuje tym, którzy nie mają nikogo.’ W tej chwili zadzwonił telefon, spojrzałem na wyświetlacz, to był Krzysiek. Odebrałem.
-Siema, co jest?-pytam od razu.
-Siema! Mordo! Co tam porabiasz? Może, gdzieś razem wypadniemy? Wziąłbyś Agę, a ja Kryśkę?
-Wiesz, stary nie mogę. Mam nawał pracy.-nie chciałem nigdzie wychodzić z Agnieszką, wystarczał mi sam fakt, że idziemy razem na przyjęcie do moich rodziców.
-Za dużo pracujesz. Turowicz!-Rozmawialiśmy jeszcze tak kilka minut w zasadzie o niczym.
Gdy znowu zabierałem się za czytanie książki, weszła do pokoju Agnieszka.
-Mógłbyś kiedyś przestać pracować w domu?-spytała.
-Nie pracuje, czytam książkę dla relaksu.
-Dla relaksu, robi się inne rzeczy.-głupio się uśmiechnęła. Doskonale wiem o co jej chodziło, kiedyś taki rodzaj uśmiechu był dla mnie piękny, teraz jest głupi.
-Mogłabyś mi nie przeszkadzać?-spytałem.
-To ja ci przeszkadzam?!-i tak rozpętałem kolejną kłótnie, w rezultacie, musiałem spać na kanapie. Nie dlatego, że mnie wygnała, sam nie mam przyjemności łączyć z nią łoża, w ogóle, nie mam przyjemności nic z nią łączyć.
            -Co ty tak Tymek wyglądasz blado?-zapytała mnie Jola wchodząc do mojego gabinetu.
-Nie wyspałem, się tej nocy.-powiedziałem prawdę.
-To znaczy, że było bardzo dobrze, albo bardzo źle.-uśmiechnęła się.
-Raczej to drugie.
-Aga cię ochrzaniła?
-Nie chce o tym gadać.-Ale i tak przegadaliśmy o tym parę minut.
-To się rozwiedź.
-Bardzo łatwo powiedzieć, i tu wychodzi moja głupota. Jak weźmiemy rozwód, zostanę z niczym.
-Przepraszam, że pytam, ale ile lat ma Agnieszka?
-28.
-Przepraszam za śmiałość, ale to nie dziwne, że nagle zainteresowała się tobą, gdy dostałeś tę firmę?
-Teraz to i ja się obudziłem. To znaczy nie teraz, jakiś czas temu.
-Dziwne, nie jesteś raczej z tych, którzy nagminnie lecą na każdą.
-Ona się tak nie zachowywała. Co jak co, ale aktorką jest świetną! Ostatnio jakoś jej nie idzie.

CDN.
To opowiadanie będzie miało następną część.
Proszę o komentarze J

Pozdrawiam, Aqva.